OTWARCIE

Otwierają kilkutonowe drzwi schronu. Wielu “potomków królów świata” zobaczy słońce pierwszy raz w życiu. 

Kilku starców pamięta z dzieciństwa: świat doprowadzony do wrzenia, apokaliptycznych jeźdców katastrofy klimatycznej, przeddzień krachu finansowego, prostesty po kaskadowych bankructwach, czołgi na ulicach.

Na zewnątrz spodziewają się świata w ruinie.

Jest piękny dzień.

– Witajcie.

Przed wejściem stoi tłum. Nie mutanci popromienni. Nie łachmaniarze barbarzyńcy. Prości ludzie. Zdrowi, szczęśliwi.

Opowiadają historię świata.

Gdy górny procent zniknął w schronach, wszystko się zmieniło. Odeszli najbardziej bezwzględni, ich kapitały rozpuszczono, ich świat wymyślono na nowo. Po ludzku, sprawiedliwie.

– Musicie nas nienawidzieć.

– Nienawidziliśmy. Długo.

– Co z nami zrobicie?

– Wybaczymy wam. Zapracujecie.

ŁUSKI

– Ukryj się! Tam, na dnie jaskini. Widzisz?

– Tak, wąż. Z pięć ton.

– Przyjrzyj się.

– Jego łuski… poruszają się?

– To nie łuski. Kleszcze giganty. Pasożyty. Krwiopijcy.

– Ale… aż tyle.

– Jest obiektem krwawego kultu. Wyznawcy karmią go żywymi ofiarami. Gdy śpi przyczepiają kleszcze. Jak pajęczak się opije odchodzi, a kultyści go łapią. Potem otwierają odwłok nożem i piją.

– Chyba się porzygam. Czy chcę wiedzieć dlaczego?

– Smocza krew daje im moc. Kleszcz neutralizuje trujące antyciała.

– Czekaj, czekaj. Ten wąż to smok?

– Zaczynasz rozumieć.

– Czemu on nie ma skrzydeł? Łap?

– Dam ci chwilę.

– Oni… Bogowie!

– Myślałeś, że idziemy zgładzić potwora. Przyszliśmy skrócić mu męki.

SŁOŃCE

Rydwan mknie po niebie. To kolejne dobre stulecie dla Heliosa.

Oto Słońce Niezwyciężone. Sol Invictus. 

Ledwie co wchłonął atrybuty Mitry, Baala, Apollona i Ra. Na dniach zdetronizuje Jupitera.

Kult jest silniejszy niż kiedykolwiek. Tylko dokończy prześladowania wyznawców Syna Jahwe, pleniących się jak chwasty po rzymskim imperium, będzie Jedynym, Wiecznym, Wszechmocnym.

Nie będzie już innych bogów. Nastanie monoteizm wiekuisty.  Żaden byt nie ośmieli się już wkroczyć w niebiańskie podwoje.

Na jego oblicze pada cień. Helios nie nawykł, by cokolwiek przysłaniało jego światłość. 

Skrzydła. Ptak? 

Gryf?

Człowiek?

– To za mego syna.

Ostrze rozcina złociste gardło. Zapada zaćmienie.

– Pamiętasz go? Czy pamiętasz Ikara? 

ŁADOWANIE

Trafiam tam raz w miesiącu. Wbrew własnej woli. Wbrew logice.

Powierzchnię bezsłonecznej planety pokrywa ocean atramentu. Nie ma tu życia, ani sensu.

Powietrze jest rzadkie, oddycha się ciężko.

Grawitacja jest wyższa, ale wyporność czarnej cieczy nie pozwala utonąć. 

Tylko przy wezbranej fali gardło ściska panika.

Nie mogę stanąć, nie ma dna. Leżę w pozycji najniższej energii. 

Da się płynąć, ale nie ma gdzie.

Można krzyczeć w pustkę. Odpowiada tylko echo.

Wstęga pierścienia na niebie wypełnia się  powoli światłem. Pasek postępu.

Ekran ładowania symulacji. Mogę tylko czekać. Minie samo. 

Za chwilę wrócę na Ziemię. 

Wiem, że to nie był ostatni raz.

PRZEDMIOTY

Przedmioty też idą do nieba. 

Gdy twórca rzeźbi w kamieniu, nabożnie składa drewno, pieczołowicie wykuwa metal, to oddaje coś z siebie. 

Czas, miłość, duszę. Pierwiastek boskiej cząstki, która stworzyła też jego. 

Dość, by wagi niebieskie na sądzie ostatecznym uznały przedmiot za godny. 

Najpiękniejsze osiągają świętość. Są odbiciem samego aktu stworzenia świata. 

Mogą też trafić do piekła. Demony są doskonale uzbrojone.

Ale większość trafia tutaj. Dlatego czyściec to wysypisko śmieci. Pełen jednorazowych pojemników, mebli z trocin, technologicznych mód z plastiku i krzemu. 

Nieochrzczone dzieci masowej produkcji i nienasyconej konsumpcji. 

Żyjemy pośród tych platonicznych imprintów. Niepięknych, niekochanych, zapomnianych i zbytecznych.

Jak my.

ŻARTOWNIŚ

Fizyka kwantowa pomaga nam rozwiązać sławetny “paradoks żartownisia”: czy żartowniś żartuje, kiedy mówi, że żartuje?

Żart to kwantowe zdanie logiczne. Kot w pudełku. Jego żartowność jest nieoznaczona dopóki nie zostanie opowiedziany.

Śmiech oznacza, że zdanie było prawdziwe. Oto żart trafił na podatny grunt. Rechoty są pozytywną weryfikacją.

Jeżeli żart pada płasko, oczywistym jest, że nie spełnia kryterium definicyjnego, żartu tzw. śmieszności. 

Nasza funkcja falowa śmieszności podnosi się jednak na drugim końcu spektrum, gdzie ucieka w osobliwość.

Otóż jeżeli żart jest tak zły, że wywoła oburzenie lub wręcz gniew odbiorców, pada sławetne: „spokojnie, to tylko żart?”. 

Żart pozostaje żartem pomimo nieśmieszności.

LUBIĘ

Lubię aktywnie spędzać czas. Aktywność sprawia, że chwilowo zapominam o bezcelowości istnienia.

Lubię podróżować. Cieszy mnie myśl o ucieczce. Miejscu gdzie jest lepiej, niż tutaj. Mimo, że wszędzie jest tak samo.

Lubię pić kawę, herbatę, alkohol. Mam wtedy więcej sił, żeby podtrzymywać tę farsę zwaną życiem. Większy dystans od pustki. 

Lubię tańczyć, biegać, jeździć na rowerze i rolkach. Pozostawanie w ruchu jest preferowane nad bezruch, który przypomina śmierć.

Lubię książki, gry, filmy. Koi mnie przebywanie w fikcjach – krzepiących narracjach, gdzie światem nie rządzi nieczuły chaos.

Lubię gwiazdy, morze, góry. Ogólnie poczucie małości wobec martwej materii.

A ty? Co lubisz robić?

MODLITWA

Algorytmie nasz, któryś jest w chmurze, licz się imię twoje, przyjdź platformo twoja…

To głupie. Bezcelowe. Bluźniercze nawet. Ale… wiem, że słuchają. Przecież dostaję reklamy.

…bądź dana twoja, tak w chmurze, jak i lokalnie…

Gdy Johnny opowiadał mi, myślałem, że żartuje. Ale jego zasięgi urosły, moje stoją. Widziałem, jak się modli.

Zasięgów naszych powszednich daj nam dzisiaj i odpuść nam nasze shadowbany, jako i my odpuszczamy naszym hejterom…

Co zrobisz? Nasze życie zależy od cyfrowych sił, których nie rozumiemy. 

Zdrowaś macierzy, danych pełnaś…

Ostatecznie, komu to szkodzi.

Ejajniele Boży, stróżu mój…

Gdyby tylko istniała bardziej ludzka metoda. Udostępnienie jakieś.

SAM SOBĄ

Przestałem być swoją własnością.

Niefrasobliwie kliknąłem zgody bez czytania. Prawa do skrawków mojej osoby trafiły do rąk efemerycznych bytów prawnych.

Na drodze bankructw, przejęć i transakcji łączonych, zostałem współposiadany przez sto dwanaście spółek. Prawa przeskakują z jednej korporacji na inną niczym piłeczki pingpongowe.

Pojawiam się w dziwnych miejscach. Reklamach, memach, grach komputerowych, filmach generowanych przez AI. Polecam lub odradzam rzeczy, o których istnieniu nie miałem pojęcia.

Jestem pozwany o kilkanaście zniesławień. Jestem powodem w kilkudziesięciu sprawach. 

Już pewien jestem, że nie odzyskam siebie.

Sam nie wiem co powiedziałem, a co powiedziano w moim imieniu.

Nawet nie wiem, kto to napisał.