To miała być zwykła kontrola lekarska. Raz na dwadzieścia lat na wszelki wypadek.
– …złą wiadomość. – Śmiertelna powaga. – Ktoś spartaczył Pańską immortalizację. Limity Hayflicka…
– Nie rozumiem – wtrąca się małżonka.
– Pani mąż, Pan… – przełyka ślinę. – Umrze ze starości.
Krepująca cisza.
– Szukamy już winnego…
– Ile mi zostało?
– Sto, może sto pięćdziesiąt lat.
– Co mi Pan poleca w takiej sytuacji?
– Cóż… kiedyś śmierć była powszechną przypadłością. Ludzie spieszyli się. Starali się, aby każdy dzień się liczył. Pragnęli pozostawić coś po sobie. Nadać życiu jakiś sens…
– Jak można tak żyć? – żona wybucha płaczem.
– Przykro mi.
Milczę stosownie, ale w głębi duszy… podnieca mnie taka perspektywa.