
Ósmego dnia, Bóg świeżym okiem spojrzał na to, co zrobił. Nie był zachwycony. Z jakiegoś powodu nie było dobre. Czuł, że potrafiłby lepiej. Schował świat do szuflady.
Dziewiątego, Bóg doszedł do wniosku, że zacznie od początku. Wrócił do dnia drugiego, zalał wszystko wodą.
Dziesiątego dnia ludzkość przyniosła kolejne rozczarowania. Bóg postanowił spróbować micromanagementu. Cud tu, klęska żywiołowa tam.
Jedenastego dnia zobaczył promyk nadziei. Ludzkość nie była zła, tylko zagubiona. Musiał tylko dać ludzkości wzór do naśladowania. A najpierw – uwierzyć w siebie.
Dwunastego dnia, popadł w depresję. Nie wychodził z łóżka. Wszystko zaczęło przyspieszać.
Trzynastego – podpalił świat.
Czternastego – mógł wreszcie odpocząć.