
Przysiada na ziemi, odkłada pasterski kij, pies zwija się obok.
Owce pasą się same. Czipy GPS pilnują stada. To zwierzęta terapeutyczne, nigdy nie zobaczą noża. Doczekały ery mięsa z probówki.
Patrzy na krajobraz poprzecinany kolumnami światła. Orbitalne lasery zasilają wieże i lustra elektrowni, niczym świetliste błogosławieństwa.
W dolinie ciągną się niebieskie połacie lasów superświerkowych. Kilka samowystarczalnych miasteczek o domach ze sprasowanej grzybni. Każde z farmą wertykalną, niczym kościołem pełnym zieleni. W oddali pochłaniacze dwutlenku, niczym plastry miodu olbrzymich pszczół.
Żadnych dróg. Wszystkie pod ziemią.
Medytuje, o tym, jak niewiele brakowało, by stracili… co właściwie.
Głaszcze psa. Wstaje.
– Dobra. Idziemy dalej.