
Zaszła tu kompromitująca pomyłka z tym stworzeniem nieba i ziemi…
Kosmiczny pył opadał wokół mnie, a ja mu nie przeszkadzałem. Gdy sedyment stwardniał, powstała ziemia. Gdy ulotniły się gazy powstało niebo.
Z tą światłością to też przesada. Pył przerzedził się tak, że zaczęły docierać promienie słońca.
Ruch obrotowy mogłem powstrzymać – nie byłoby dnia i nocy. Ale to masa roboty.
Życie, no tak. Z abiogenezą jest trochę jak z pieleniem chwastów. W końcu odpuszczasz i nazywasz to, co powstało, “dzikim ogrodem”. Potem ewolucja robi swoje.
Z naszym podobieństwem, aż tak bym nie przesadzał.
A reszta… planety, gwiazdy, galaktyki? Kto to wie.